To tak jak z Walentynkami. O kochanej osobie myślimy często, ale raz w roku w nadzwyczajny sposób obchodzimy Święto Zakochanych. Być może dla "zapominalskich", dla tych zabieganych, albo po prostu, żeby choć na chwilę oderwać się od codzienności i w szczególny sposób wyrazić swoją miłość.
Podobnie bywa z dniem Wszystkich Zmarłych. To, że w jednej chwili ludzie gromadzą się tłumnie na cmentarzach nie znaczy, że w inne dni zapominają. Tak jest skonstruowane nasze życie, że musimy niekiedy "odgórnie" zwolnić, zastanowić się, poddać refleksji... Wszak życie nie trwa wiecznie.
Być może z uwagi na kwestie przemijalności, albo z braku zdolności do refleksji, albo z uwagi na brak poszanowania osób, które odeszły na zawsze, albo z innego powodu - w społeczeństwie kultywuje się starodawny zwyczaj (prawdopodobnie celtycki) o współczesnej nazwie halloween.
W encyklopedii internetowej czytamy, że "Halloween to zwyczaj związany z maskaradą i odnoszący się do święta zmarłych, obchodzony w wielu krajach w wieczór 31 października, czyli przed dniem Wszystkich Świętych. Odniesienia do Halloween są często widoczne w kulturze popularnej, głównie amerykańskiej."
Tutaj jednak rodzi się pytanie dlaczego akurat w wigilię Dnia Zmarłych?
Jest tyle pięknych dni, podczas których możemy bawić się, a my wybraliśmy 31 października. Oczywiście odnaleźć można mnóstwo teorii, mówiących m.in o działaniu szatana. Nie będę wnikać w genezę oraz wytłumaczenia. Nie zamierzam też przekonywać zwolenników halloween, żeby przestali owej nieuzasadnionej jak dla mnie zabawy.
Nurtuje mnie fakt, czy aż, tak jesteśmy pozbawieni szacunku i refleksji, że musimy w przeddzień Święta Zmarłych urządzać sobie drwiny ze świata transcendentnego?
Oczywiście, ktoś zaraz krzyknie "jedno drugiemu nie przeszkadza - 31 może być zabawa, a 1 czas na zadumę". Przyznam, że ciekawa to teoria. To jakby z dyskoteki zakończonej dobrą zabawą i radością, pójść prosto na pogrzeb bliskiej sercu osoby i poddać sie smutkowi przemijania. Trzeba być naprawdę dobrym aktorem! Szkoda, że życie to nie scena, na której możemy zrobić powtórkę, albo poprawić swój występ. Kiedyś przyjdzie nam bezpowrotnie opuścić scenę.
Każdy jest kowalem swego losu. Ja chcę swemu dziecku przekazać wartość związaną z szacunkiem do życia, z szacunkiem do wspomnień i z szacunkiem do ukochanych osób. To nie oznacza smutku.
Kiedyś i ja odejdę. Jedno wiem na pewno - pragnę, by mój syn i być może wnukowie, nie biegali poprzebierani w upiory czy inne puste "stwory". Chcę, żeby przyszli na mój grób, szczerze i z chęcią, chcę żeby zapalili świeczkę i chcę, żeby mnie wspominali... nie ze łzami w oczach, lecz z czułością i ciepłem. Pragnę, żeby nawet za mną zatęsknili. Chcę, żeby rozumieli, jak bardzo ich kocham. Chcę żeby mnie szanowali i byli dumni, że przekazałam im znacznie więcej, niż halloweenową maskaradę...
Napisz komentarz
Komentarze